aneczka Administrator
Dołączył: 05 Paź 2005 Posty: 86 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Skierniewice
|
Wysłany: Pią 22:39, 14 Paź 2005 Temat postu: |
|
|
Więc zacznę pierwsza
Termin porodu miałam na 19 października, ale wstajać rano 10 nie czułam ruchów. Kombinując, głaszcząc, ćwicząc nic się nie działo, wzięłam kąpiel i nadal nic. Zgoniłam męża z łóżka, który była nieco przestraszony i pojechaliśmy do szpitala. Po badaniach okazało się, że wszystko Ok. Mój lekarz prowadzący wolał, abym została w szpitalu. Codzinnie klika godzin spędzałam pod KTG. 15 października dostałam pierwszą kroplówkę na wywołanie, skurcze były dość bolesne, ale nieregularne rozwarcia brak. Od tamtego dnia noce były nieprzespane w dzień też się trochę pomęczyłam. 20 Października dostałam kolejną kroplówkę, juz mielimy mnie cofnąć z powrotem z tych samych przyczyn co ostatnim razem, a tu niespodzianka pęcherz płodowy mi pękł. Teraz już wiedzieliśmy, że już wkrótce zobaczymy nasze maleństwo. Jak mąż przyszedł do mnie to niewiedział co się stało bo płakałam - to były łzy szczęścia. Skórcze były coraz mocniejsze i coraz częstsze, ale niestety rozwarcia brak. Kazano mi dużo chodzić. Co godzinę miałam kontrolowane rozwarcie i podawano mi czopki, zastrzyki albo tabletki. Od godziny 18 prawie nic nie pamiętam, byłam strasznie zmęczona i obolała. Od 20 zaczęto coraz częściej wspominać o cc. Bóle były już bardzo mocne o godzinie 22:00 rozwarcie na 4,5 cm i zdecydowali o cc. Pamiętam jak kazano mi zdjąć skarpety, podpisać zgodę na zabieg - miałam znieczulenie ogólne. Na boso zaprowadzono mnie na salę zabiegową, tam pamiętam tylko jak pomyślałam, że zapomnieli odkręcić butlę z tlenem. Wszytsko potrwało chwilę zdąrzył mnie złapać jeden skurcz. Anestezjologiem była moja koleżanka. To ona mnie wybudziła, i nagle poczułam okropny ból, prosiłam aby dała mi coś przeciwbólowego. Chwilę po zastrzyku było o niebo lepiej. Po 2 godzinach zawieźli mnie na oddział położniczy i zobaczyłam nasze szczęście - był (i oczywiście nadal jest) cudowny, śliczny i bardzo podobny do taty. Kiedy wszyscy poszli do domu a była to godzina 01:00 w nocy nie mogłam zasnąć mimo zmęczenia. Patrzyłam na nasze słońce i nie mogłam się nadziwić, że ja Go urodziłam, że to część nas. Do dziś Dawidek jest naszym największym szczęściem, które nas w życiu spotkało.
Aż mi łezka poleciała.
Dziewczyny teraz czekam na wasze opowieści.
Post został pochwalony 0 razy |
|